Nasz zespół redakcyjny:

Zuzia Adamiec

Łukasz Gawlik

Bartek Kubicki

Amelia Majda

Kasia Pogoda

Natalia Szypuła

Artur Zieliński

Kamil Bublij

Konrad Wróbel

Opieka merytoryczna:

Iwona Zarzycka

Ewa Prus

Nasze podróże

Kozi Wierch – od niezadowolenia do spełnienia


            W lipcu tego roku moi rodzice zaplanowali wycieczkę w Tatry na najwyższą górę
w całości położoną w Polsce, Kozi Wierch. Na początku, nie miałam chęci wyruszyć w taką trasę. Wydawało mi się, że będzie mało ciekawie. Uwielbiam sport, ale nie przepadam za chodzeniem po górach. Nigdy wcześniej nie byłam jednak w Tatrach. Po długich namowach przez rodziców postanowiłam się zgodzić na plan wycieczki.
            Wyjechaliśmy z domu bardzo wcześnie, o godzinie 4:00. Dotarliśmy na parking w Palenicy Białczańskiej. W trasę wyruszyliśmy o godz. 7:30. Czerwony szlak, którym szliśmy, jest chyba najbardziej obleganą przez turystów trasą w sezonie. Prowadzi on aż do Morskiego Oka. Na szczęście wyszliśmy wcześnie rano i nie było tłumów. Maszerowaliśmy  asfaltem około 40 minut. Zaczął padać lekki deszcz. Zrobiło się chłodno. Dziwne, bo zapowiadali piękną pogodę, ale w Tatrach to bywa różnie. Doszliśmy do tzw. Wodogrzmotów Mickiewicza i odbiliśmy w prawo na zielony szlak  prowadzący do Doliny Pięciu Stawów. Weszliśmy do lasu i od razu zaczęło się podejście. Trasa nie robiła do tej pory na mnie żadnego wrażenia. Nudziło mi się i ciągle padał deszcz. Mój tata przekonywał mnie i mamę, że pogoda na pewno się poprawi i za dwie godziny będziemy w schronisku, a tam zdecydujemy czy idziemy dalej. Po godzinie marszu powoli zaczynały się wyłaniać tatrzańskie ściany. Widoczność niestety była słaba ze względu na dużą mgłę. Ja z mamą postanowiłam przyśpieszyć, aby jak najszybciej dotrzeć do schroniska. Tata szedł równym, spokojnym tempem. Ostrzegał nas, żebyśmy się trzymały jego i szlaku. Byłyśmy pewne, że idziemy właściwą trasą  prowadzącą do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów. Po drodze marzyłyśmy o ciepłej herbatce i odpoczynku. Po kilkunastu minutach zorientowałyśmy się, że nie ma za nami taty a schroniska nie widać. Byłyśmy przerażone. Nie było tam zasięgu, więc nie mogłyśmy zadzwonić. Postanowiłyśmy zawrócić. Nagle po kilku minutach z zakrętu pojawił się zmartwiony tata. Szukał nas w schronisku, a następnie po zorientowaniu się, że mogłyśmy zboczyć ze szlaku, zaczął natychmiast nas szukać. Całe szczęście, że nas znalazł. Niestety, przez pomylenie trasy oddaliśmy się od schroniska. Mieliśmy do wyboru: albo zawrócić albo iść dalej do celu. Pogoda się poprawiła i postanowiliśmy, że wyruszamy w trasę bezpośrednio na Kozi Wierch. Po drodze mijaliśmy piękny wodospad  tzw. Siklawę Wielką. Po raz pierwszy byłam pod wrażeniem widoku. Następnie ukazała się Dolina Pięciu Stawów. Nie przypuszczałam, że tak pięknie i bogato jest w Tatrach. Przez całą trasę z mamą szłam blisko taty, który ma spore doświadczenie jako wspinacz. Po kilku godzinach ostrego podejścia dotarliśmy na  szczyt Koziego Wierchu. Krajobraz ze szczytu był niesamowity.  Widok na Dolinę Pięciu Stawów, Gerlach oraz Rysy zapierał dech w piersi.  Byłam bardzo szczęśliwa, że weszłam na najwyższą górę w Polsce i podziwiam piękno Tatr.  Nagle,
po kilku minutach, pogoda zmieniła się i zaczął padać deszcz. Zrobiło się niebezpiecznie. Tata ze spokojem pomógł mi i mamie pokonać trudny odcinek zejścia ze szczytu. Zrobiło się ślisko. Musieliśmy bardzo uważać, gdyż przed nami były spore ekspozycje. Schodzenie trwało około pięciu godzin. Zmarznięci, mokrzy oraz zmęczeni dotarliśmy w końcu do schroniska do Doliny Pięciu Stawów. Tam zjedliśmy coś ciepłego i po pół godzinie musieliśmy opuścić schronisko żeby zdążyć przez zmrokiem na parking. Nie mogliśmy zostać w schronisku, gdyż nie było już miejsc nawet na podłodze na korytarzu. Wszystko było zarezerwowane. Zdziwiło mnie, że nawet w ubikacji ktoś spał. Po około trzech godzinach dotarliśmy cali i zdrowi do samochodu.
            Była to dość wyczerpująca i pouczająca wyprawa. Cieszę się, że rodzice namówili mnie na tę wycieczkę. Polubiłam Tatry i od tamtej pory byłam już kilka razy. W przyszłym roku planuję wejść na Rysy. Mam nadzieję, że pogoda będzie sprzyjać. 

Zuzanna  Kiszkis


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zwyczajni - (nie)zwyczajni Julia Hoszek i Marta Skiba

Dzień Przyjaciela w naszej szkole

Absolwenci z pasją - Michał Salwin