Hej, nazywam się Anu.
Dziś pojawi się
recenzja filmu pod tytułem: „Kot Bob i ja” z 2016 roku (w Polsce pojawił się w
2017). Jest to wzruszająca historia o pewnym narkomanie na odwyku oraz jego
kocie, Bobie. Film został nakręcony na
podstawie książki. Cała historia jest oparta na autentycznych wydarzeniach.

A jak się zaczęła ta historia? James Bowen, główny bohater,
staczał się na dno. Leczył się z uzależnienia od narkotyków, mieszkał w małym
mieszkania i był na metadonie (zastępczy narkotyk, używany podczas leczenia
uzależnień), a jego jedynym środkiem utrzymania było muzykowanie z gitarą na
ulicy. Pewnego dnia, na swojej wycieraczce zauważył
rudego kocura. James
nie był w najlepszej sytuacji życiowej. Nic
dziwnego, że bał się wziąć odpowiedzialność za żywe stworzenie. Ale zrobił to,
a jego życie zmieniło się o 180 stopni. Nazwał kocura Bob i zajął się nim.

To, co teraz napisałam, wydarzyło się naprawdę. Film trochę
odbiega od książki, jak i rzeczywistości. Mimo to cieszył się sporym
zainteresowaniem i podobał się widzom. Oczywiście pojawiają się negatywne
komentarze, ale mimo wszystko film warto zobaczyć, a książkę przeczytać.
Osobiście uważam,
że
ekranizacja jest świetna, gra aktorów
pełna zaangażowania i pasji, a muzyka ujmująca oraz pasująca do każdego
momentu. W roli kota Boba występuje prawdziwy kot Bob. Filmiki z czasów, gdy
James muzykował ze swoim kotem, można znaleźć na youtubie, wpisując frazę:
„A street cat named Bob”.
Julia Obrączka
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietne!
OdpowiedzUsuń